Tatry, najwyższy masyw górski Karpat, są moimi ukochanymi górami od wielu lat. Przez pewien czas odwiedzałam je regularnie co roku, przez kilka sezonów z rzędu, i zawsze na 2-3 tygodnie, a więc wystarczająco długo, żeby je dość dobrze poznać. Wspaniałe są zarówno część Zachodnia, jak i Wysoka, ale na mnie największe wrażenie zrobiły strome ściany skalne i granie Tatr Wysokich oraz ich surowy, niebezpiecznie piękny krajobraz. Oczywiście nie wystarczyło mi podziwianie wyniosłych szczytów z okolic Morskiego Oka, Doliny Pięciu Stawów, czy też Doliny Gąsienicowej - z wielką ochotą uczestniczyłam, a potem sama organizowałam wyprawy na Kościelec, Szpiglas, Czarny Staw pod Rysami, Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, Świnicę, w końcu najniebezpieczniejszy fragment Tatr Wysokich - Orlą Perć.
Brakowało mi Tatr przez cały czas, kiedy nie mogłam pozwolić sobie na wyjazd w okolice Zakopanego, aż w tym roku pojawiła się szansa powrócić na ukochane szlaki, co też, rzecz jasna, pilnie wykorzystałam! Wyjazd udał się na początku września i na szczęście pogoda dopisała - można więc było przez 8 dni odbyć 7 konkretnych tras. W tym oraz w kolejnym poście przedstawię tegoroczne tatrzańskie wędrówki - na początek Nosal, Czerwone Wierchy oraz Dolina Kościeliska.
Nosal to szczyt o wysokości 1206 m npm, wznoszący się nad Kuźnicami. Nazwa góry pochodzi podobno od kształtu jego skał, przypominających nos. Na wzniesienie prowadzi niebieski szlak z Kuźnic, jest to trasa rekreacyjna, polecana do odbycia na początku pobytu w Tatrach w celu aklimatyzacji.
Widoczne w dole Kuźnice
Na Nosalu
Podczas wyprawy na Czerwone Wierchy pogoda jeszcze się zastanawiała, czy poprawić się, czy nie, więc wspinaczka do najprzyjemniejszych nie należała - niebo groziło ulewnym deszczem w każdej właściwie chwili i wiał przenikliwy wiatr, co dało się odczuć zwłaszcza na szczytach poszczególnych wierchów. Ale wspaniałe widoki rekompensowały wszystkie niedogodności! Popatrzcie sami.
Owce pasące się przy niebieskim szlaku prowadzącym z Kuźnic do schroniska na Polanie Kondratowej
Wierzbówka kiprzyca
W drodze na Kopę Kondracką - pierwszy z Czerwonych Wierchów (2005 m npm)
Udało się nawet spotkać stadko kozic - zobaczyłam je po raz pierwszy w życiu
Widok z Kondrackiej Kopy w stronę Kasprowego Wierchu i Świnicy
Widok z Kondrackiej Kopy na kolejne z Czerwonych Wierchów - Małołączniak (2096 m npm) i Krzesanicę (2122 m npm)
Spojrzenie z Małołączniaka na Kopę i Giewont
Porosty na Czerwonych Wierchach :)
W drodze na Krzesanicę
Krzesanica
Krzesanica z zejścia na Ciemniak - ostatni szczyt Czerwonych Wierchów (2096 m npm)
Okolice Ciemniaka
Po wielogodzinnej wędrówce w najwyższych partiach górskich trzeba było trochę odpocząć i następnego dnia wybrać lżejszą trasę - na spacer Doliną Kościeliską (niestety bez zobaczenia Czarnego Stawu Smreczyńskiego i Wąwozu Kraków - z powodu jednodniowej, na szczęście, kontuzji mojej nogi).
Kościeliski Potok
Na Hali Ornak
Widok z Doliny Kościeliskiej na Czerwone Wierchy
W kolejnym wpisie opiszę m.in. spektakularne: Świnicę, Zawrat i Orlą Perć :) już niedługo, zapraszam!
Ach, Czerwone Wierchy ... Pierwszy raz tam byłam z moimi ledwo odrośniętymi dzieciakami (1,5 i 2,5 lat). Weszli na własnych nogach od Kościeliskiej przez Piec a zeszli Kobylarzem i jeszcze im było mało. A ja byłam piękna i młoda i mam stamtąd najpiękniejsze wspomnienia. Tam też pierwszy raz spotkałam się oko w oko z kozicą. Zawsze wracam na Czerwone Wierchy gdy jestem w Tatrach, bo je po prostu uwielbiam. Przepiękne zdjęcia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo niezłe piechury! Tacy mali i tacy wytrzymali, podziwiam :) dla mnie także Czerwone Wierchy to jedno z najpiękniejszych miejsc w naszych Tatrach. Dziękuję za komentarz :)
OdpowiedzUsuń